DZIEN 4: OKOLICE FUJI

(24.04)
Tej nocy spaliśmy w pokoju urządzonym w japońskim stylu. To dla N raj, gdyż wszystko ma na wyciągniecie dłoni, a stół sięga jej do pasa. Futony, czyli japońskie łoża, leżą na podłodze wiec z pewnością nie spadnie i może się po nich turlać do woli.To turlanie rozpoczęło się dziś niebezpiecznie wcześnie, bo o 6:20, czyli zupełnie tak, jak w domu- N dopasowała się z powrotem do słońca.

Po śniadaniu przy japońskim stole, gdzie nóżki, po przykryciu kocem, ogrzewała nam żaróweczka, udaliśmy się do Fuji Sengen-jinja SHINTŌ SHRINE. W informacji turystycznej przemiła pani wyjaśniła nam dokładnie, jak rozplanować logistycznie dzień. Kiedy już staliśmy na przystanku ze 2 razy wybiegała, żeby wprowadzić drobne poprawki ;) Japończycy są fantastycznie uprzejmi i pomocni, z wyjątkiem, jak się to wkrótce okazało, gburowatych kierowcach autobusów . Być może robią to za karę - tego nie udało się nam ustalić.

W świątyni niespodzianka: japońska para młoda i ślubna sesja zdjęciowa w tradycyjnych strojach. Oboje z R próbowaliśmy dyskretnie złapać kilka ujęć, gdy  tymczasem N spokojnie rozpoczęła standardowa procedure roztaczania swojego czaru. Uległ mu obecny tam, rzecz jasna, fotograf i sam zaproponował nam krotka sesje. Pracę utrudniły mu ustawienia makro, których R nie zdążył wyłączyć, ale walczył dzielnie ;)
N. oczarowała również druhny i udało nam się z nimi zrobić zdjęcie. 


Następnie udaliśmy się autobusem na spacer po lesie pełnym kwitnących drzewek wiśniowych. Po raz kolejny udało nam się więc załapać na sakurę, pomimo iż oficjalne źródła wmawiały nam, ze na to już za późno.

Po przechadzce wstąpiliśmy do restauracji na tutejszy Udon. Dołączyły do nas mila Japonka z mama, które wcześniej spotkaliśmy już kilka razy na leśnej ścieżce. Wszyscy zamówiliśmy tutejszy specyfik, czyli zupę z konina. . N jak zwykle zrobiła furorę: stojąc i opierając się o niski japoński stół, zajadała gruby makaron oraz koninę chwytając smakołyki wprost z podawanych jej do ust pałeczek.

Następny przystanek to  Oshino Hakkai- wioska z ośmioma stawikami, wpisana na listę światowego dziedzictwa. Mnóstwo turystów, za to droga obsypana wiśniami. N światowe dziedzictwo nie zachwyciło i przełączyła się w tryb stand-by, stwierdzając 'nudy na pudy'. Do tego pogoda robiła się coraz gorsza, zawróciliśmy do domu. Tego dnia nie widzieliśmy góry Fuji, bo przysłoniły ją chmury i mgła.


Wieczorem, kiedy już udało się uśpić N, zamiast pic zimne piwko i relaksować się, R zabrał się za turlanie kul z kaszy jaglanej oraz przygotowanie posiłku na następny dzień, a ja ogarnęłam walizy. 




 


























0 comments:

Post a Comment

 

Flickr Photostream

Followers

Twitter Updates

Translate

Meet The Author