DZIEN 19:JEZIORO TOYA

(09.05)
Zebraliśmy się rano, żeby po drodze do Sapporo zatrzymać się na krótki trekking przy jeziorze Toya. Po 2h w pociągu ( i krótkiej drzemce R i N) wysiedliśmy ochoczo na stacji. Od razu znaleźliśmy miejsce do schowania plecaków. Niestety duże gabaryty wóza nie pozwoliły na pozbycie się go na tym etapie podroży. Tak odchudzeni ruszyliśmy autobusem do stacji pośredniej, aby potem przesiąść się do kolejnego autobusu jadącego do kolejki linowej. Na stacji, w informacji turystycznej, miła pani pozwoliła nam również zostawić wózek za niewielką opłatą.

Czekając na autobus obserwowaliśmy, jak dwóch panów uzupełnia dziurę w asfalcie. Robili to grabkami, dwiema listewkami i z podręcznym palnikiem w dłoni. Ciekawa metoda, szczególnie jak na kraj tak rozwinięty technologicznie ;) Przez chwilę z R szukaliśmy wzrokiem walca, jednak nigdzie go nie było. "Jak sobie poradzą?", zastanawialiśmy się głośno. Zagadka ta wyjaśniła się po chwili: panowie zawiązali kooperatywę z kierowcą autobusu, który po prostu przejechał kilkakrotnie w przód i w tył po uzupełnionej dziurze. Efekt końcowy nie zachwycał, ale chyba tylko nas, bo dwóch panów odjechało z uśmiechem na twarzy i ewidentnym poczuciem dobrze wykonanej roboty.

Z autobusu przesiedliśmy się do kolejki linowej, by po krótkiej chwili stanąć na platformie widokowej na wulkanie Usu. Stamtąd udaliśmy się na 1.5 godzinną przechadzkę po górach. Niezbyt długą, za to z mnóstwem schodów. To pierwszy trekking w życiu N, więc można by się było spodziewać pełnego zaangażowania ;) Jednak zaraz po wejściu na schody zasnęła na plecach R. Być może było to wynikiem faktu, iż grzał jak hutniczy piec i w takich warunkach nic jej innego nie pozostało.

Przespała zatem całą wycieczkę po górach, gdy my tymczasem napawaliśmy się przepięknymi widokami jeziora, dymiącego krateru wulkanu oraz ośnieżonych gór w oddali. Ciężko było zdecydować się na powrót. Niestety czas znów wrócił do swych starych przyzwyczajeń i pędził, jak szalony. Wróciliśmy więc nad jezioro, gdzie z zadowoleniem stwierdziliśmy, że wiśnie kwitną. Oprócz wiśni, nad jeziorem było niestety sporo kiczu, który psuł doznania: dużo plastikowych łabędzi, trochę bud i reklam oraz szczyt tandety- statek w kształcie bajkowego zamku, który (o zgrozo!) całkiem spodobał się R....


wulkan Usu

 











jezioro Toya


0 comments:

Post a Comment

 

Flickr Photostream

Followers

Twitter Updates

Translate

Meet The Author